„Strzygonia” – recenzje

„Strzygonia” Sławomir Mrugowski – Fabryka Słów 2012
okładka Mateusz Ożmiński

„Książki” magazyn literacki

Nie było jeszcze tak słowiańskiego fantasy. Fabuła została osadzona w czasach, kiedy Polski nie nazywaliśmy jeszcze Polską. Niezwykła gawęda, która zabiera czytelnika w niezapomnianą podróż po powszechnie znanych legendach, ale w zmienionej formie. Na kartach powieści znajdujemy zatem Piasta i Popiela, Balladynę, której sumienie nie może zaznać spokoju po zabójstwie Aliny, czy ognistowłosą Goplanę – Panią Jeziora. Obok powszechnie znanych bohaterów spotykamy innych – Borowita, Renarda, czy niezastąpionego barda Filona. Wachlarz bohaterów wykreowanych przez Mrugowskiego pozwala na zanurzenie się w świecie, gdzie nie sposób czuć się samotnie.

Już od pierwszych kart autor wrzuca nas do wioski wypełnionej niezwykłymi postaciami. Jak inaczej bowiem określić społeczność, w której chłopcy wchodząc w wiek męski, muszą wykazać się magicznymi zdolnościami, czy obecność znachorki tak włochatej, że bywa mylona z niedźwiedziem… nawet przez prawdziwe misie?

Ogromną zaletą powieści jest barwny styl autora, któremu towarzyszy niewyobrażalnie szeroki zasób słów. Choć na początku przygody z prozą Mrugowskiego mnogość nieznanych i przestarzale brzmiących słów może odstraszyć, niech Bezimienny broni was przed odłożeniem tego tytułu.

„Strzygonia. Dziedzictwo krwi” stanowi rys niezwykle wyważonego świata, w którym magia nie jest tylko szeptaniem skomplikowanych formuł i strzelaniem kolorowymi kulkami. Polityczne knowania są równie częste, co niewierne spółkowanie, a rycerze nie zawsze wierni ślubom. Nie sposób oprzeć się bajaniu słowiańskiego pieśniarza Sławomira, a wszelkie fałszywe brzmienia wybacza mu się niezwykle łatwo. Wszak nie co dzień dane nam jest usiąść przy stole ze szklanicą domowego wina i posłuchać dawno zapomnianych gawęd.

A właśnie tym jest podróż po stronach Strzygoni – opowieścią o czynach wartych pieśni…

*

Opętani Czytaniem

recenzja: Michał Smyk

Hobbystyczne recenzowanie książek ma tę wadę, iż człowiek, zamiast siedzieć na tyłku i czytać, większość czasu musi spędzać w pracy i ciężko ciułać na życie. Gdzie w takim układzie miejsce na literaturę? Ano trzeba wyskubywać te rzadkie chwile wolne. Pół godzinki tu, kwadransik tam – tak to się właśnie odbywa. Radość z obcowania z dobrą książką jest oczywiście przez taki tryb odpowiednio pomniejszona – no bo jak tu wsiąknąć bez reszty w powieściową rzeczywistość, jeśli wiesz, że za sekundę będziesz zmuszony oderwać się od lektury? Jasne, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, do tej drobnej, opisanej przed chwilą niedogodności również. Dałem radę? Dałem. I tylko raz na kilka miesięcy zdarza się, że naprawdę żałuję, iż nie mogę po prostu wziąć urlopu i bez reszty oddać czytelniczemu szaleństwu. 

Takie uczucia wywołała we mnie „Strzygonia”, fantasy, jakie widuje się u nas rzadko. Sławomir Mrugowski, zamiast tworzyć kolejne bzdurne uniwersum martino-, erikssono-, lub tolkieno- podobne, sięgnął ku swojskim, słowiańskim klimatom, dając czytelnikowi powieść brawurową i naprawdę zacną.
Ale po kolei: 

W czasach, gdy Polska nie była jeszcze Polską, Piastun z Popielem toczą bój o władzę. Ten drugi – trzeźwo oceniając własne możliwości – wchodzi w konszachty z armią frankońską, obiecując obcym – w zamian za wsparcie militarne – skarby, chwałę i możliwość krzewienia chrystusowej wiary wśród pogan. Problem w tym, iż Piastun to nie jedyny poważny gracz, z którym należy się liczyć. Swoje do ugrania ma także niejaka Balladyna, świeżo poślubiona rycerzowi Kirkorowi, żądna władzy i zemsty czarnowłosa piękność… Tymczasem z lednickiego chramu w świat wyrusza nastoletni Nyjan – wyrzutek i nieudacznik. Nyjan nie jest jednak zwykłym chłopcem – w jego ciele zamieszkała bowiem istota, która – w obliczu zagrożenia – potrafi przejąć władzę nad młodzieńcem i bez krępacji plamić jego ręce krwią.  Przekleństwo? A może cenny dar, który po prostu trzeba umieć odpowiednio wykorzystać? 

Mrugowski debiutantem nie jest, a dwa z ośmiu rozdziałów jego powieści już wcześniej zostało opublikowanych jako samodzielne teksty (fakt ten sprawia, iż czytając „Strzygonię” ma się niekiedy wrażenie obcowania ze zbiorem ściśle ze sobą powiązanych opowiadań). Jak nie trudno się domyśleć, w swoim dziele autor użył patentu znanego choćby z „Mniejszego zła” Andrzeja Sapkowskiego: pokaż mi mit, a ja ci opowiem, jak to mogło potoczyć się inaczej. I tak legenda o Popielu i Piaście Kołodzieju nabiera nieco innych odcieni, nie wspominając już o „Balladynie” Słowackiego, z której to pan Sławomir czerpał pełnymi garściami. Nie zabawa podaniami i cudzymi utworami stanowi jednak największą siłę „Strzygoni”, a język, rewelacyjne kreowanie świata i kapitalna umiejętność opowiadania historii. 

Zacznijmy od języka: w tym względzie powieść Mrugowskiego przypomina nieco trylogię husycką autorstwa wcześniej wspomnianego Sapkowskiego. Na pewno nie można tu pisać o tzw. „przezroczystym stylu”, a więc bezbarwnym i nierozpoznawalnym. Autor „Strzygoni” operuje słowem w sposób porywający, tworząc mroczną baśń, tak różną od większości typowej fantasy. Tu, jak nigdzie indziej, sen miesza się z jawą. Tuż obok wielkiej polityki, walki o władzę i złoto, do rzeczywistości przenikają nawie, nimfy, elfy i potężni czarnoksiężnicy – i nic tu nie wydaje się nie być na swoim miejscu, czytelnik nie dostrzega żadnych zgrzytów ani fałszów. 

Powtórzę: baśń, jaką dorośli zawsze chcieli przeczytać. 

Oczywiście dzieło pana Sławomira nie jest pozbawione wad: brakuje w nim silnie wybijającego się wątku głównego, na którym czytelnik mógłby skupić swoją uwagę (acz, by być sprawiedliwym, niejaką rekompensatę stanowi duża ilość bardzo dobrze poprowadzonych i pomysłowych pomniejszych opowieści). Śledzenie losów Nyjana – który jawi się jako główny protagonista cyklu – to zajęcie umiarkowanie interesujące. Dziwny to feler, zwłaszcza, iż Mrugowski potrafi tworzyć bohaterów z krwi i kości, od kupca Mamlicza zaczynając,  na rozkochanym na zabój w czarownicy Goplanie Raulu Guinemerre kończąc. 

Brać? Brać, do diabła! W czasach, gdzie ciężko odróżnić jednego autora od drugiego, Sławomir Mrugowski stara się dać czytelnikowi coś więcej, niż tylko kolejną poprawnie przedstawioną historyjkę. Kanonu polskiej fantastyki szturmem „Strzygonia” nie zdobędzie, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłorocznych rozgrywkach powieść ta znalazła się wśród nominowanych do którejś z istotnych dla fandomu nagród. Ale może ja się po prostu nie znam? 

Wiem za to jedno: po drugi tom „Strzygoni” sięgnę z największą przyjemnością, traktując ją jako zakup absolutnie obowiązkowy.

*                                                               

Literatura Bestiariusz „Fantasy po słowiańsku

Damian Bartosik

Rodzimi pisarze fantastyki stosunkowo rzadko decydują się na osadzanie swoich dzieł w przedchrześcijańskiej Polsce. Jest to o tyle zaskakujące, że słowiańska mitologia stanowi prawdziwą kopalnie inspiracji dla autorów powieści tego gatunku. Świetnym dowodem na to, jak można wykorzystać ludowe podania, jest debiutancka książka Sławomira Mrugowskiego, która kilka tygodni temu trafiła na półki księgarni.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż „Strzygonia – Dziedzictwo Krwi” ma konstrukcję typową dla powieści. Świadczy o tym chociażby podział książki na osiem rozległych rozdziałów. Jednak w rzeczywistości dzieło Mrugowskiego stanowi zbiór odrębnych historii, które łączą wspólni bohaterowie oraz powtarzające się wątki. Każda z tych opowieści skupia się na innym wydarzeniu – na ucieczce szykanowanego młodzieńca od poniżającej go społeczności, intrydze, zawiązującej się na pewnym dworze, czy też na postaci tajemniczego starca, który niesie śmierć wszędzie tam, gdzie się zjawi. Główny wątek, związany z postacią Nyjana, przewija się wprawdzie przez cały tom, jest jednak dość słabo zaznaczony. Często schodzi na dalszy plan, przez co „Strzygonię – Dziedzictwo Krwi” czyta się raczej jak zbiór opowiadań – zwłaszcza, że dwa z nich, były niegdyś publikowane przez autora, jako samodzielne utwory, na łamach pism tematycznych.

Przy tworzeniu bohaterów, Sławomir Mrugowski wykazał się imponującą kreatywnością. Co prawda, w wielu przypadkach sięgnął po postaci znane z rodzimej literatury i podań, lecz potrafił tak zmodyfikować ich historie, by nadać im głębię, której na próżno można by szukać w pierwowzorach. Wśród nich szczególnie wybija się Balladyna, tytułowa bohaterka jednego z najbardziej znanych dramatów Juliusza Słowackiego. Na kartach powieści poznajemy jej losy po wydarzeniach, rozgrywających się w utworze polskiego wieszcza. Mrugowski prezentuje nam także alternatywną historię Popiela, którego wcale nie zjadły myszy. W kolejnych rozdziałach można również spotkać Goplanę i Żywię. 

Trzeba dodać, że na tle tego miszmaszu, powstałego z wymieszania najróżniejszych postaci z polskiej literatury, historii i legend, całkiem nieźle prezentują się bohaterowie, którzy od początku do końca stanowią wytwór wyobraźni Mrugowskiego. Wprawdzie część spośród epizodycznie pojawiających się postaci sprawia wrażenie jednowymiarowych, jednak znakomita większość została nakreślona bardzo dobrze. Szczególnie przekonujący okazują się bohaterowie negatywni, a także wyrastający na protagonistę Nyjan.

Atutem opisywanej książki jest także nieprzeciętny warsztat literacki autora. Mrugowski pisze żywym, barwnym językiem, dzięki czemu po rozpoczęciu lektury nie tak łatwo jest się od niej oderwać. Kiedy trzeba, pisarz nie skąpi czytelnikowi plastycznych opisów – świetnie radzi sobie zarówno z opisami bitew, scen miłosnych. ,jak i dialogów, do których ma całkiem niezły słuch. W kilku miejscach daje również popis umiejętności lirycznych, wkładając w usta bohaterów mniej lub bardziej wzniosłe, a niekiedy i sprośne przyśpiewki. Lekkie pióro Mrugowskiego z pewnością zostanie docenione przez czytelników, którzy zdecydują się dać powieści szansę.

„Strzygonia – Dziedzictwo Krwi” to książka, którą warto polecić każdemu, kto cierpi na niedosyt dobrej prozy fantastycznej, czerpiącej garściami z rodzimego folkloru, legend i mitologii. Chociaż powieść Mrugowskiego nie jest literackim arcydziełem, to z wielu względów zasługuje na uwagę. Do jej atutów należy zaliczyć zarówno świetny warsztat autora, jak i twórcze rozwinięcie losów bohaterów, znanych nam wszystkim z lekcji języka polskiego czy historii. To wszystko sprawia, że osoby, które sięgną po „Strzygonię…”, nie tylko będą niecierpliwie czekać na kolejny tom, ale być może zdecydują się także odświeżyć znajomość z dziełami klasyków rodzimej literatury.

*

Nowa Fantastyka Publicystyka „Strzygonia, czyli powrót nad Gopło

autor: Elżbieta Żukowska

Andrzej Sapkowski napisał kiedyś, że nie sposób stworzyć dobrej fantasy słowiańskiej, bo brak u nas Archetypu, Mitologii i Kanonu. W istocie niewiele zachowało się przekazów mitologicznych, zadanie jest utrudnione. Nie powinniśmy się jednak poddawać, wszak dysponujemy kanonem literackim i archetypowym podaniem o Piaście o Popielu. Wie o tym doskonale Sławomir Mrugowski, autor pojawiającej się niebawem powieści Strzygonia, wydawanej przez Fabrykę Słów.

Z twórczością Sławomira Mrugowskiego mogliśmy się zapoznać już kilka lat temu, na łamach periodyków publikujących opowiadania fantastyczne. „Nowa Fantastyka” drukowała Krew z krwi, „Science Fiction” Strzygonię i Ponad krainą mgieł. W internetowej „Esensji” ukazało się Za cenę najwyższą. Mrugowski zamilkł na prawie dekadę, by w tym roku wydać swą debiutancką powieść osadzoną w świecie Strzygoni, znanym czytelnikom z opowiadań. Zamysł wydawniczy zakłada kilka części, książka nosi bowiem podtytuł Tom Pierwszy. Dziedzictwo krwi. Znalazły się w nim też dwa wcześniej publikowane teksty, zredagowane i przystosowane na nowo, dla potrzeb powieści. Książka jest obszerna, ponad sześciusetstronicowa i mieści osiem rozdziałów, które składają się na chronologiczną historię Nyjania/Strzygoni od chwili, gdy jako chłopiec opuścił chram swego ojca, kapłana Barwina, aż po rozpoczęcie samodzielnego, dorosłego życia.

W przeciwieństwie do innych powieści fantastycznych osadzonych w czasoprzestrzeni słowiańskiej, książka autora Strzygoni nie odnosi się do faktów historycznych z czasów dynastii piastowskiej, lecz tego, co zwykliśmy określać legendami. Mrugowski tworzy bowiem fantasy w oparciu o podanie o Piaście i Popielu. Jednak, według badań mitoznawczych Jacka Banaszkiewicza legenda ta ma swoje uzasadnienie, odpowiedniki w innych mitologiach europejskich i może być postrzegana jako dynastyczny mit założycielski. Nie wiem czy znana jest autorowi Strzygoni słynna praca Banaszkiewicza, lecz jego książka koresponduje wyraźnie z treściami Podania o Piaście i Popielu. Bardziej prawdopodobne jednak, iż wynika to pośrednio z lektury i trawestacji tekstu Gala Anonima bądź innego źródła, do którego autor odwołuje się bezpośrednio, czyli tragedii Juliusza Słowackiego. Opowiadając w konwencji słowiańskiej fantasy losy Popiela, Balladyny, Kirkora, von Kostryna, Filona, Goplany, Skierki, Chochlika (zwanego Chochło) powraca do tradycji romantycznej, spiera się z nią, tworzy nowe odczytanie. Opisuje zdarzenia jakby podejrzane w wersji „prawdziwej” przed nastaniem zniekształcającej legendy. Ten zabieg „opowiem wam, jak to było naprawdę” zastosował swego czasu Sapkowski w odniesieniu do baśni, a Rafał Dębski w powieści Kiedy Bóg zasypia… gdy tworzył narrację o reakcji pogańskiej z roku 1034. Mrugowski wpisuje się więc w istniejący nurt, nawiązując jednak nie do historii, lecz kanonu polskiej literatury romantycznej. Stąd zapewne wynika też pomysł literacki na postać Balladyny. Jej nieprzystosowanie i ambicja, znane z dramatu i powielone w powieści Mrugowskiego uzyskują nowe źródło i inne rozwiązanie, bardzo logiczne choć niezgodne z wersją romantycznej postaci. Podobnie niezgodne z dramatem, choć utrwalone w szkolnym odczytaniu jest postrzeganie postaci Aliny jako niewinnej, słodkiej dziewczyny. Wybierając taki wariant jej osobowości zastosował Mrugowski wyraźną zasadę moralnego dookreślenia bohaterek. Dobra Alina i zła Balladyna, która niczym Lady Makbet manipuluje światem mężczyzn, są wyznacznikiem dychotomii moralnej, której jednak nie doszukamy się już tak łatwo w przypadku innych bohaterów powieści.

Zasada podziału dwoistego świata pojawiła się natomiast w konfiguracjach przestrzennych, w zaświacie, mrocznej Nawii z której przybywają duchy i świecie znanym bohaterom. Dualizm to także podział na istoty żywe i nieumarłe, ludzi i demony, widzialne i zjawy. Antynomie dotyczą również głównego bohatera, który nosi w sobie demona. Jest obcym, dziwakiem i choć dzieje odrzucenia Odmieńca przez społeczność są częstym motywem literatury fantastycznej, to Mrugowski wydobywa z niej oryginalność i atrakcyjność, pokazując to po swojemu. Być może właśnie dzięki zabiegowi zjednoczenia młodzieńczego bohatera z demonem. Podobny wzorzec spotykamy u Lewandowskiego w Różanookiej, ale różnica jest znacząca. Nie tylko dlatego, że bohater Mrugowskiego jest wyrostkiem, lecz przede wszystkim w punkcie ciężkości i formie narracji. Mrugowski tka opowieść o nastoletnim bohaterze, niedojrzałym, szukającym swojej drogi, stojącym w obliczu poważnych decyzji i pierwszych dorosłych doświadczeń. Fragmenty powieści dotyczące dziejów Nyjana cechuje niezwykły klimat, mistyczny i groźny, a sam bohater wzbudza sympatię czytelnika swym zmaganiem z darem, którego nie rozumie i nie chce.

Na uwagę zasługuje też dobra kompozycja fabularna niektórych rozdziałów, w tym trzymająca w napięciu historia czarownika Advariego, przybywającego do spokojnej wioski. Dobrze zarysowana jest też opowieść o dziecięcych rozbójnikach, które kupiec Mamlicz zmusza do odrażającej pracy. Napady na gościńcach uprawiane przez młodocianych przywołują na myśl bandę Szczurów z popularnego cyklu, a jednak Mrugowski znów potrafi wybronić swoją wersję dzięki niesztampowym bohaterom. Natomiast zastrzeżenia wzbudza kompozycja i tempo akcji najdłuższego rozdziału powieści. Czytelnik w gąszczu intryg, bohaterów i odniesień intertekstualnych gubi wątek i całościowy ogląd świata przedstawionego.

Tym, co wyróżnia prozę Mrugowskiego jest mistyczny, eteryczny wręcz klimat. W narracji o Nyjanie najbardziej urzeka właśnie baśniowość wykreowanego świata, która ulega zderzeniu z drastycznym realizmem wczesnośredniowiecznym. W opisach bitew i rozgrywek politycznych ten urok niestety zanika na rzecz gawędy o przygodach zabijaków. Wydaje się więc, że siłą tej prozy nie jest opis bitewnych zmagań, ale psychologicznych perturbacji głównego bohatera z darem, który jest jednocześnie przekleństwem

Warto też podkreślić ciekawe wykorzystanie przez autora materii mitologicznej. Budowanie czasoprzestrzeni i fabuły utworu fantasy w oparciu o przedchrześcijańską kulturę duchową Słowian stanowi od jakiegoś czasu konwencję tego gatunku prozy. Chętnie wykorzystują ją Rafał Dębski, Paweł Rochala i Artur Szrejter. Na wydanie czeka napisana w tej konwencji powieść Witolda Jabłońskiego. Mrugowski wpisuje się więc w nurt już okrzepły, znany, choć wciąż pozwalający na nowe konfiguracje stylistyczne i narracyjne. Wprowadzenie do fantasy Piasta i Popiela zainicjował swego czasu Zbigniew Nienacki w Dagome iudex, ale Mrugowski, obok Macieja Guzka, jako jedyny chyba tak wyraźnie odwołał się do figur romantycznej wyobraźni. W przeciwieństwie do tradycji mickiewiczowskich w Królikarni, skłonił się ku najlepiej znanej tragedii Słowackiego, dziejącej się „za czasów bajecznych, koło jeziora Gopła”.

Wykorzystanie słowiańskich przestrzeni z okręgu Kruszwicy, Gniezna i Ostrowa Lednickiego w Strzygoni jest typowe dla fantastycznych narracji słowiańskich, wszak są to ziemie dynastii piastowskiej. Nietypowy jest jednak czas, bo wydarzenia zostały osadzone w wieku VIII, nie X (wprowadzenie chrześcijańska) czy XI (reakcja pogańska). „Czasy bajeczne” odczytał autor jako okres panowania Karola Wielkiego u Franków. Dobrze też, że świat, który nakreśli Mrugowski nie jest wiernym odzwierciedleniem historii, czytając o frankońskich rycerzach nad Gopłem nie projektujemy bliskiej zagłady kultury. Jakże nam też miło i swojsko, gdy spod tego Gopła trudno im wrócić do swojej cywilizacji, bo na drodze staje słowiańska groza rodem z Nawii.

Mrugowski, budując świat przedstawiony wykorzystuje informacje o materialnej i duchowej kulturze Słowian. Mitologia nie jest jednak wiernie odtwarzana, czego przykładem powiązanie ognia z kultem boga śmierci, podczas gdy śmierć w słowiańszczyźnie wiązano ze sferą akwatyczną. Nota bene wyobrażenia słowiańskiej grozy w postaci Mory- bogini śmierci, czy raczej personifikacji pojęcia zdają się być niezwykle plastyczne. Niewątpliwie słowiańskiej proweniencji są czarownice i wiedźmy, żmije, żercy, rusałki, nawki i bogowie. Słowiańskie jest święto Jaryły, którym określa się czas, choć nie ma typowego dla kultury słowiańskiej obrzędu kupały. Występują ludzko-demoniczni żmijowie, lecz innych demonów uranicznych już brak. Brak też znanych bóstw (Swarożyca, Świętowita, Welesa, Peruna), poza Nyją, który dla badaczy jest jednak wątpliwym przedstawicielem panteonu, zaś ontologiczny status Żywii nie został rozstrzygnięty w tomie pierwszym. Mimo to materia metafizyczna powieści jest spójna i suwerenna, a świadome budowanie wybiórczej treści mitologicznej wydaje się być wielką zaletą powieści. Pozwala bowiem na zachowanie baśniowości, mrocznej i eterycznej wizji, niedopowiedzenia i niedookreślenia. Niekonsekwencja źródłowa to wbrew pozorom wyraźny atut, igranie autora motywami pozwala na skomponowanie wiarygodnej, koherentnej i samodzielnej wizji kultury duchowej świata przedstawionego i wykreowanie odmiennej, nieprzewidywalnej krainy.

Zaletą narracji Mrugowskiego jest umiejętne podtrzymywanie ciekawości czytelnika, budowanie nastroju, operowanie obrazami eterycznych widziadeł, frenetycznych zachowań, granic poznania nadnaturalnego. Przenikanie się światów i słowiańska mistyka. Jeśli Mrugowski zachowa tę spójność świata, klimat baśniowy i legendarny, ten ulotny duch tragedii Słowackiego, który zdaje się unosić nad powieścią, kolejne tomy mogą przynieść czytelnikowi radość z ponownego spotkania ze Strzygonią. Powinien jednak wystrzegać się stylistycznej maniery Sapkowskiego, polegającej na skupieniu blisko siebie zdań pojedynczych nierozwiniętych. To wyraźny mankament stylu i nie można go tłumaczyć potrzebą podkreślenia dynamiki akcji. Jednocześnie, pomimo stylizacji językowej, która jednak nie narzuca się ze swoją „przaśnością słowiańską” jego narracja nosi znamiona swoistej „tęsknej nuty”, delikatnej dozy tragizmu i nieszczęścia, jakiegoś zatracenia się w smutku. Taka właśnie słowiańskość, bliska literaturze rosyjskiej, wyróżnia prozę Mrugowskiego. Taką pamiętam z opowiadań, i taką chciałabym znów zobaczyć w tomie drugim.

*

Tawerna

recenzja: Oso

Od czasu do czasu, w odmętach literatury, zdarza mi się natrafić na pozycje genialne, zapierające dech w piersiach i zmuszające do spijania ze stron każdego słowa. Czy Strzygonia do nich należy?

Pierwsze 150 stron tej książki jest najprawdziwszą katorgą dla czytelnika! Autor zarzuca nas tłumem postaci, z których większość nie wyjdzie poza rolę statystów, ale musimy szczegółowo poznać ich wygląd, historię rodu do trzeciego pokolenia wstecz i charakter. Jakby tego było mało, nierzadko mają oni po kilka imion (upraszczam dla przejrzystości), używanych zamiennie przez narratora. Nie do końca wiadomo, skąd to całe zamieszanie się wzięło i dokąd zmierza? Stopniowo, powolutku, pewne rzeczy zostają wyjaśnione, ale zanim do tego dojdzie, trzeba przedzierać się po omacku. Satysfakcjonujące? Czasami. Irytujące? Jak diabli. Każdy sięgający po tę książkę dla rozrywki, już na dobry początek dostaje kułakiem w zęby i potrzeba naprawdę dużo samozaparcia, żeby przedrzeć się przez zakamarki treści, i jeszcze coś z tego zapamiętać.

Kiedy jednak fabuła się rozwinie, może przypaść do gustu. Mam przy tym poważne problemy, z napisaniem czegoś na jej temat, bez wgłębiania się w szczegóły, bo odnoszę wrażenie, że w ten sposób niepotrzebnie odpłynąłbym w dygresje. Jest tu kilka wątków przeplatających się swobodnie i zręcznie poprowadzonych, ale nie są zbytnio odkrywcze. Zasadnicza część powieści opiera się na historii Balladyny, którą znamy z tekstu Słowackiego. Mrugowski rozwija koncept, modyfikuje i dopasowuje do swoich potrzeb, na tych fundamentach, stawiając całą resztę. Szkoda tylko, że właśnie ten zapożyczony koncept wyszedł mu najlepiej. Wszystko opisane wcześniej, sprawia wrażenie pisanego bez przemyśleń, aby przejść do właściwej historii. W efekcie, mamy tu jeszcze pałającego żądzą zemsty Popiela, wędrującego po lasach z bandą Frankończyków. Mamy Czestrę, który knuje jakieś niezrozumiałe intrygi za plecami swojego mocodawcy. Jest masa istot z ludowych baśni i legend, plączących się po okolicy bez ładu i składu, od czasu do czasu zabijających ludzi bez wyraźnej przyczyny (i dziwnym trafem zawsze w okolicy Czestry). Najważniejszym wątkiem jest wątek o półsierocie, niezbyt rozgarniętym chłopaku imieniem Nyjan. Tytuł książki pozwala przypuszczać, że dzieciak jest jej głównym bohaterem, ale przez większość czasu, pojawia się tylko epizodycznie i jest tak niemiłosiernie głupi, pomimo mocy, którą w sobie nosi, że aż żal poświęconego na niego papieru. W okolicach pięćsetnej strony, nagle przechodzi transformację z patałacha w Terminatora i zaczyna pokazywać wszystkim, kto tu rządzi? Od tego momentu, ilość wątków drastycznie spada, stają się sensowniejsze i lepiej opisane. No i… książka się kończy.

Do listy zarzutów dodałbym jeszcze nadużywanie chwytu z prezentowaniem postaci, będących czym innym niż są w rzeczywistości. Jak na przykład w chwili, gdy Czestra schwytał młodego wilkołaczka, który po jakimś czasie, okazuje się być niemiłosiernie brudnym Nyjanem. Nie powiem, czasem trzeba zawrócić w głowie czytelnikowi i zmusić go do zweryfikowania swoich wyobrażeń jakiegoś bohatera czy wydarzenia, ale kiedy taki zabieg stosuje się, co kilkadziesiąt stron, zaczyna być bardzo męczący. Nie wspomnę już o tym, że jest to nudne, bo prędzej czy później, wiadomo już, czego się spodziewać i potencjalne zaskoczenie nim już nie jest. Mrugowski irytował mnie też żartami. Właściwie, każda próba rozluźnienia atmosfery, to znany suchar z długą brodą. Pojawiło się nawet nieśmiertelne pierdnięcie, przerywające nagle zapadłą ciszę.

Pomimo tych wszystkich mankamentów, przebrnąwszy przez początkowy chaos, czyta się tę książkę zaskakująco sprawnie. Jako preludium, przedstawienie bohatera, jestem skłonny je zaakceptować. Mam przy tym szczerą nadzieję, że następczyni będzie lepsza i rozkręci się dużo lepiej. Niebagatelną zaletą Strzygoni jest osadzenie fabuły, w raczej niepopularnym, choć dającym ogromne możliwości interpretacyjne, okresie. Mrugowski potrafi ten okres wykorzystać, przykuwając podania w rzeczywistość, zachowując jednak wiarygodność wydarzeń. Archaizując język, ułatwia czytelnikowi zanurzenie się w ten świat, a mniej więcej następuje to od połowy książki. Jednakże kiedy w końcu wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi i do czego to zmierza, całość robi się nawet wciągająca. Aczkolwiek, pozostaje sporo mankamentów, ale przynajmniej książka zaczyna z czytelnikiem współpracować, zamiast z nim walczyć.

Podsumowując, jeśli ktoś jest spragniony podobnych klimatów, warto spróbować. Na rynku brakuje autorów pokroju Mrugowskiego, sięgających swojskich, słowiańskich korzeni. Dla pozostałych będzie to jednak przeciętna, nie zapadająca w pamięć historia. Brakuje tutaj jakiegoś charakterystycznego elementu, a postacie są za mało wyraziste, żeby zwracać na siebie uwagę. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejne pozycje, opowiadające losy Strzygoni rozwiną się w dobrym kierunku.

*

Sztukater

recenzja: Falka

Życia Nyjana zostało zaplanowane jeszcze przed jego urodzeniem. Przyrodzony dar magiczny miał zapewnić mu bytowanie w ciepłym świetle Nyi. Coś jednak poszło nie tak, kolejne próby udowadniają smutny fakt, chłopak nie ma w sobie za grosz tajemnej mocy. W tle Popiel formuje wojsko na kolejną wyprawę w celu odzyskania należnych mu ziem, Ulryk ugania się za Balladyną, Goplana kusi co piękniejszych młodzieńców. Mitologia miesza się z rzeczywistością, magia z krwawym realizmem. Na Nyjana zwraca uwagę pradawna istota, oferując mu nowe pokłady mocy. Wędrówka bohatera przez słowiańskie tereny mlekiem i miodem płynące namiesza w niejednym życiorysie.

Uniwersum stworzone przez Mrugowskiego to nic innego jak kolaż kolejnych reinterpretacji mitologii słowiańskiej, historii, legend i literatury. Jak z tak bogatego zaplecza stworzyć płynnie działającą czasoprzestrzeń? Okazuje się, że nie jest to łatwe, a dobry materiał źródłowy to nie jedyne co potrzeba, by napisać ciekawą powieść.

„Strzygonia” to bowiem kilka fabularnie oddzielnych opowiadań połączonych występującymi w nich postaciami. By nie było za łatwo i za przyjemnie, autor pokusił się o wszystko co będzie uprzykrzało lekturę: brak chronologii, stylizację, liczne wtrącenia w obcych językach (bez tłumaczeń rzecz jasna), przewagę zdań pojedynczych, ale przede wszystkim pokawałkowaną akcję, która zanim zapałacie sympatią do opisywanych zdarzeń, wrzuci was w wir zupełnie nowej przygody, by w nieokreślonym momencie powrócić do poprzedniej, albo jeszcze innej. Wydarzenia będą zmieniać się jak w kalejdoskopie, bohaterowie mienić przed oczami, a szczegóły odciągać uwagę od linii fabularnej, której wątek zgubicie niejednokrotnie.

Jeśli oczekujecie oryginalnego potraktowania dobrze znanych źródeł to również możecie być lekko zawiedzeni. W „Strzygoni” pierwsze skrzypce grają obiegowe motywy i wątki charakterystyczne dla gatunku (biedny, poniżany przez otoczenie chłopiec, który odkrywa w sobie niebezpieczną moc – brzmi dziwnie znajomo?). A bohaterowie, choć z ogromnym potencjałem, wydają się zepchnięci na drugi plan, przez akcję, która pędzi w niesłychanym tempie.

Nie oznacza to, że „Strzygonia” jest kompletną klapą, bo nie można odmówić uznania dla samej próby zmierzenia się z tradycją. Jak wszędzie, są tu fragmenty lepsze i te, przy których ma się ochotę ominąć kilka stron (nie daj Boże! Stracicie wątek dokumentnie!). Interesująco rysuje się również fenomen obezwładniającej senności, która dopada czytelnika, mimo tak dynamicznej akcji. W „Strzygoni” dzieje się dużo, ale do niczego to tak naprawdę nie prowadzi. Brak tu wstrząsającej czytelnikiem kulminacji, niedopowiedzeń, które zachęciłby do sięgnięcia po kolejne części sagi.

Magia, słowiańskie bóstwa, prastare demony, kilku dzielnych wojaków… „Strzygonia” zapowiadała się rewelacyjnie, stąd może niedosyt, bo jej realizacja pozostawia do życzenia. Można bronić to kwestią debiutu literackiego autora, albo arcytrudnym wyzwaniem, które przed sobą postawił, ale po co? Fantastyka jest gatunkiem popularnym (czyt. rozrywkowym dla mas), gdy zatęsknię za intelektualną powieścią układanką, wrócę do postmodernistów. Tym razem coś nie poszło, mnie mimo dobrych checi nie urzekło.

*

Secretum

recenzja: Katarzyna Abramova

Nasi rodzimi pisarze fantasy często i chętnie sięgają po inspiracje do starosłowiańskich legend. Sławomir Mrągowski, autor „Strzygoni”, posunął się jeszcze dalej i oprócz motywów zaczerpniętych z podania o Popielu i Piaście, wykorzystał historię zawartą w „Balladynie”. Całość okrasił wieloma elementami fantastycznymi, tworząc świat opanowany przez strzygi, wiedźmy i czarowników służących pradawnym bóstwom.

Akcja powieści rozgrywa się w zamierzchłych czasach w okolicach Jeziora Gopło, gdzie liczne rody możnowładców toczą boje o władzę w Gnieźnie. Po śmierci Popiela (i to wcale nie zjedzonego przez myszy!) gród opanował Piastun i jego ludzie, choć nie wszyscy godzą się z tym faktem. Wojna wisi w powietrzu, a niepewne sojusze zmuszają możnych do knucia podstępnych intryg i zdrad. Dodatkowo na arenie politycznych potyczek pojawia się nowa, zacięta i okrutna zawodniczka – Balladyna, która dążąc po trupach do celu, ma zamiar stać się niezależną i silną władczynią. Jednocześnie, w pewnym oddaleniu od politycznych zagrywek, poznajemy Nyjana, syna lednickiego kapłana. Chłopak nie spełnia oczekiwań ojca, nie wykazuje żadnych magicznych zdolności, przez co staje się pogardzanym przez wszystkich popychadłem. Nieoczekiwanie odnajduje on niezwykłą, silną, drapieżną i okrutną sojuszniczkę, która łącząc z nim swój los, ratuje mu życie, ale i skazuje na nienawiść i niezrozumienie ludzi.

Mrugowski wprowadza nas w magiczny, lecz straszny świat mitologii słowiańskiej, za co niewątpliwie należy mu się ogromny plus. Pojawiające się w nim wodne nimfy czy elfy nie są eterycznymi, łagodnymi istotami, lecz drapieżnymi, spragnionymi krwi, bezlitosnymi zabójcami. Jedną z czołowych postaci jest tu Goplana, Pani Jeziora, o której można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, by była strażniczką praw natury i porządku świata. Jest okrutna, żądna władzy i pozbawiona skrupułów, a towarzyszący jej Skierka i Chochło z pewnością nie przypominają niewinnych chochlików. Zafascynował mnie świat nawii, dusz zmarłych błąkających się po ziemi oraz polujących na nie żerców i dosyć skomplikowany system zaświatów.

Książka została napisana w sposób bardzo nierówny. Niezły początek intryguje i wzbudza apetyt. Jednak szybko zaciekawienie ustępuje lekkiemu znudzeniu, gdy przez kolejne trzysta stron, czytelnik musi przedzierać się przez krwawe potyczki, polityczne gierki, nieco przypadkowe zdarzenia, które niewiele wprowadzają do fabuły, a jedynie wpływają na obszerność powieści. W pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam niezbyt udany misz-masz „Starej baśni” i „Balladyny” i to szyty grubymi nićmi. Na szczęście mniej więcej od połowy pojawia się coraz więcej elementów fantastycznych, a akcja skupia się na tytułowym Strzygoni. Intryga staje się coraz bardziej wciągająca i lektura kolejnych rozdziałów sprawia prawdziwą przyjemność.

Autor wprowadza do książki całą plejadę interesujących i nietuzinkowych postaci, choć ich liczba sprawia, że w pewnym momencie można się nieco pogubić i relacjach, kto jest kim i po której stronie stoi. Jednak równie łatwo, jak Mrągowski wprowadza do akcji nowych bohaterów, z taką samą lekkością się ich pozbywa, więc mniej więcej w połowie książki obraz sytuacji jest już w miarę jasny i wyklarowany. Do minusów powieści muszę także doliczyć liczne archaizmy wplecione zarówno w język bohaterów, jak i narrację. Wprawdzie pomagają one budować specyficzny klimat, ale miejscami znacznie utrudniają pełne zrozumienie tekstu. Przypuszczam, że może to stanowić problem zwłaszcza dla nastoletnich czytelników. Brakowało mi także tłumaczeń lub odnośników do licznie występujących w pierwszych rozdziałach łacińskich cytatów i sentencji.

„Strzygonia. Dziedzictwo krwi” to pierwszy tom cyklu i choć nie pozbawiony wad, spodobał mi się na tyle, że z chęcią sięgnę po kolejne części tej serii. Powieść polecam przede wszystkich fanom klasycznego fantasy oraz miłośnikom słowiańskich legend i podań, z pewnością znajdziecie w niej coś dla siebie.

*

Biblionetka „Postmodernistyczny, słowiański miszmasz.”

autor: Clod

Legenda o Popielu, podobno zjedzonym przez myszy, to jakże wdzięczny temat, wokół którego można opleść fabułę powieści. Wystarczy dodać szczyptę słowiańskiego folkloru ze strzygami, utopcami i resztą podobnego tałatajstwa, okrasić nawiązaniami do tragedii Słowackiego, a otrzymamy… „Strzygonię”, debiutancką powieść Sławomira Mrugowskiego (a właściwie jej pierwszy tom). Jak się sprawdził ów miszmasz? 

Czytelnik już na początku zostaje rzucony na głęboką wodę. Liczba wątków i mnogość postaci, pomiędzy którymi lawirujemy, w pierwszej chwili przytłacza do tego stopnia, iż może zniechęcić do kontynuowania lektury. Chcąc odnaleźć się w tym postmodernistycznym narracyjnym korowodzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość, a do czytania siadać w pełnym skupieniu, gdyż w przeciwnym wypadku będziemy brnąć przez powieść niczym ślepiec przez zamglony labirynt. Jednak jeśli uda nam się powiązać osoby, fakty i wydarzenia, należycie je umiejscowić i utworzyć z nich logiczne ciągi, „Strzygonia” okaże się niełatwą, ale bardzo satysfakcjonującą lekturą. 

Trudno wskazać głównych bohaterów w debiutanckiej powieści Mrugowskiego. Z okładkowego blurba dowiadujemy się, że takowym jest Nyjan, syn słowiańskiego kapłana wychowywany na ważną personę w społeczności swojego chramu. Niestety, nie spełnia pokładanych w nim nadziei; zamiast odkryć niezwykłe moce, chuderlawy, chorowity wyrostek staje się odludkiem, ofiarą szykan starszych chłopców. Nikt nie zauważa, że zainteresowała się nim okryta cieniem istota, która wybiera młodzika na swojego podopiecznego, zmieniając całe jego życie. Gdy już nabierzemy przekonania, że fabuła skupi się na Nyjanie, rozstajemy się z nim na długi czas, przeskakując w nowe miejsca, do jeszcze nieznanych postaci. Przez ten zabieg główny bohater traci ostrość, rozmywa się na tle pozostałych. Cierpi też na tym jego rozwój – przez większość książki chłopak tylko ucieka i płacze, co ulega diametralnej i raczej mało uzasadnionej zmianie w finałowych rozdziałach. 

Równolegle do historii Nyjana toczy się kilka innych opowieści. Wątkiem, który zdaje się splatać wokół siebie pozostałe, jest wyprawa wojenna niemieckich możnowładców, mająca na celu odzyskanie tronu dla Pompiliusa (Popiela III). Choć autor przybliża nam sylwetki wszystkich władyków biorących udział w owej eskapadzie, zaledwie kilku z nich ma większe znaczenie dla całej powieści. Znacznie istotniejsi okazują się posłowie i rzezimieszki na usługach możnych panów. To z ich perspektywy śledzimy przebieg poszczególnych rozmów, tworzenie się i rozpadanie sojuszy oraz układów, w końcu prowadzących do zdrad – a tych jest bez liku. Pajęczyna intryg z czasem staje się tak gęsta i poplątana, iż łatwo się zgubić w tych wszystkich krętactwach. Do godnych uwagi szumowin należy zaliczyć Czerstę, oszpeconego ospą najemnika o elastycznej moralności, siejącego zamęt zarówno pośród popleczników Pompiliusa, jak i w łożach wszystkich napotkanych wdów. Równie interesująco prezentuje się Renard, niepozorny zmiennokształtny o lisiej aparycji, sługa jednego z niemieckich grafów. Nie tylko mąci on w polityce wokół gnieźnieńskiej rejzy, ale macza też palce w przedsięwzięciu mającym na celu przebudzenie pewnej potężnej wiedźmy. 

Na jeden z najciekawszych wątków wyrasta również historia Balladyny, oparta na tragedii Juliusza Słowackiego. Wokół tej bohaterki – rozdartej między wyrzutami sumienia, dręczącymi ją po morderstwie siostry Aliny, a chorobliwym pragnieniem władzy – zbiera się cała plejada typków spod ciemnej gwiazdy. Pani na kruszwickim dworze, pod nieobecność swego męża Kirkora – niemieckiego rycerza, który wraz z towarzyszami ruszył na Gniezno – manipuluje wszystkimi wokół; bezwzględnie grabi okoliczne wioski; wdaje się także w dwa romanse, mające jej przynieść wymierne korzyści. Balladyna dosłownie dąży po trupach do celu; jest w stanie poświęcić wszystko, aby odnieść sukces. U jej boku przewija się cała gama mężczyzn, spośród których najciekawiej prezentuje się von Kostryn. Niemiecki graf miota się między pożądaniem ciągnącym go ku władczej, pewnej siebie Balladynie, tak odmiennej od jego chłodnej żony, a poczuciem obowiązku zarówno małżeńskiego, jak i wobec seniora. Znający oryginał bez trudu rozpoznają również inne postacie pożyczone od Słowackiego. 

Lekturze nieustannie towarzyszy uczucie, że autor koniecznie chciał zawrzeć w książce wszystkie pomysły, jakie zrodziły się w jego wyobraźni – ale co za dużo to niezdrowo. Wielu bohaterów pojawia się zaledwie w jednej scenie, zaśmiecając pamięć czytelnika oraz dodatkowo nabijając i tak już pędzący na złamanie karku licznik postaci. Wskutek tego otrzymujemy cały legion statystów o nie wykorzystanym potencjale. 

Kompozycja tekstu również nie ułatwia obcowania z powieścią, a tyczy się to w szczególności pierwszych stu stron. Bezustanne żonglowanie punktami widzenia, ciągłe przeskakiwanie z jednego miejsca akcji w inne – to już dość, by namieszać czytelnikowi w głowie. Dodając do tego nie dość wyraźnie sygnalizowane przeskoki w czasie, otrzymamy mieszankę wybuchową. Sposób, w jaki Mrugowski prowadzi fabułę, od razu budzi skojarzenia z ostatnimi tomami „Sagi Wiedźmińskiej” Andrzeja Sapkowskiego – kto czytał „Panią Jeziora” albo „Wieżę Jaskółki”, poczuje się jak w domu. Choć przy pierwszym kontakcie ze „Strzygonią” można odnieść wrażenie, iż autor nie panuje nad tym, co się dzieje w jego powieści, z każdą kolejną stroną wychodzi na jaw jego kunszt. Trzeba bowiem wyraźnie zaznaczyć, że choć w tę prozę wkradł się pierwiastek chaosu, to autorowi udało się przekazać treść w sposób niełatwy i niebanalny, za co należą mu się brawa. 

Największymi atutami powieści są gawędziarski styl, a także znajomość epoki oraz erudycja, jakimi autor imponuje praktycznie na każdej stronie. Stylizacja językowa (w szczególności przeprowadzona z głową archaizacja, która na szczęście nie przeszkadza w lekturze: doskonale zgrywa się z kolokwializmami, słowami zaczerpniętymi z gwar oraz neologizmami, dając wiarygodny, a zarazem zabawny efekt), barwne opisy, konstrukcja scen oraz prowadzenie dialogów – i w tych aspektach tekst przypomina twórczość Sapkowskiego, choć debiutantowi jeszcze trochę brakuje do klasyka polskiej fantasy (mniej też u Mrugowskiego filozoficznych dywagacji). Zanurzenie się w świecie przedstawionym ułatwia średniowieczny sztafaż, na który składa się mnóstwo elementów idealnie wplecionych w opowieść – warunki życia w średniowiecznej osadzie, wyraźny podział na stany, zabobonność społeczeństwa, łacińskie wstawki, stroje z epoki, a za wisienkę na torcie może uchodzić „pojedynek na przyśpiewki” wędrujących rycerzy (szczególnie ciekawie prezentuje się odpowiedź na „Pieśń o Rolandzie”). Mrugowski, jako miłośnik historii, broni białej oraz człowiek związany z ruchem rycerskim, wie, o czym pisze, i robi to świetnie. 

„Strzygonia” może budzić bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony sprawia wrażenie chaotycznej, niełatwej w odbiorze i miejscami przegadanej powieści, z drugiej zaś jest dopracowana językowo, kunsztownie skonstruowana, pełna subtelnych odwołań, których wyłapywanie sprawi czytelnikowi obytemu z tematem ogromną frajdę. To udany debiut, początek cyklu mogącego uzupełnić niedobór w podgatunku powieści fantasy osadzonych w początkach państwa polskiego. 

*

 Enklawa – Pod lupą

autor: Honotara77

Bogata skarbnica słowiańskich mitów i wierzeń stanowi źródło inspiracji niejednego pisarza, niekoniecznie fantasty. Ale to szeroko rozumiana fantastyka daje niezmierzone możliwości wykorzystania motywów ludowych, postaci historycznych, oraz legendarnych, nadprzyrodzonych stworzeń zamieszkujących ludzkie domostwa, bagna, bory i knieje. Daje możliwość  żonglowania faktami i przypuszczeniami, historią oraz legendą, udokumentowaną prawdą i mitem, jednym słowem fantastyka nie zna granic ni kordonów i w tym jej siła. 

Autorem czerpiącym hojnie z dziedzictwa naszych przodków jest Sławomir Mrugowski, który na kartach swej pierwszej powieści Strzygonia. Dziedzictwo Krwi  na tle  wczesnośreniowiecznej, brutalnej, ale i barwnej historii Polski ukazuje alternatywne wersje  losów Balladyny, Goplany, Piasta Kołodzieja czy Popiela.

Wielowątkową fabułę scala postać młodego Nyjana z Lednicy, syna potężnego kapłana, który nie spełnia oczekiwań ojca – jest słaby, nieudolny i nie przejawia żadnych zdolności korzystania z magii. Do czasu, gdy w jego ciele nie zamieszkuje pradawna istota, która w razie zagrożenia przejmuje świadomość i ciało chłopaka, broniąc siebie i jego w sposób brutalny i bezpardonowy. Gdy Popiel z Piastunem walczą o władzę, a Balladyna-żona rycerza Kirkora knuje jak uszczknąć jak najwięcej dla siebie, Nyjan broniąc się  przed biciem i prześladowaniem  ucieka z chramu i rusza w nieznane.

Mrugowski w swojej  powieści posłużył się starym dobrym schematem – mamy młodego, zahukanego chłopaka odstającego od rówieśników i niespełniającego pokładanych w nim nadziei, kryjącego w sobie mroczną tajemnicę, rzuconego w wir zdarzeń, które zdają się go przerastać. Z sympatią śledzimy losy  bohatera walczącego z darem/przekleństwem, którego nie chce i nie rozumie. Gdy do tego dodamy wariacje na temat  opowiadanych w dzieciństwie baśniowych historii, barwne, plastyczne opisy i świetnie wykreowane postacie, otrzymujemy książkę, od której trudno się oderwać.

Autor ma wielki dar snucia opowieści, tworząc świat bajkowy i mroczny, gdzie toczy się walka o władzę, wpływy i pieniądze, a nimfy, strzygi czy upiory zamieszkują  świat wraz z ludźmi. Nie epatuje słowiańską przaśnością, snując opowieść eteryczną i baśniową, skupia się na historii poszczególnych bohaterów, pobudkach nimi kierujących i konsekwencjach wyborów. Rządza władzy, obsesyjna wręcz miłość, zagubienie i brak celu – te bardzo ludzkie i znane nam lęki i pragnienia, zbliżają nas do bohaterów żyjących w czasach, gdy nie istniało jeszcze państwo polskie.

Po zachwytach przyszła kolej na wady, których książka nie jest pozbawiona. Przede wszystkim brakuje w niej wyraźnie zaznaczonego wątku głównego. Niby wiemy, że losy Nyjana są tu osią główną historii, ale gdzieś po drodze  jego historia się rozmywa i gubi na tle losów innych bohaterów. Mamy wrażenie, że książka to zlepek samodzielnych, rozbudowanych opowieści, którym brak nieco spójności i płynności. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść Mrugowskiego wyróżnia się na tle wtórności i nijakości współczesnej literatury zarówno historią,  jak i klimatem oraz językiem. 

Strzygonia. Dziedzictwo krwi to baśń dla dorosłych, którą każdy, kto w dzieciństwie z zapartym tchem czytał legendę o diable Borucie, Rokicie czy bagiennych ognikach, powinien przeczytać do poduszki.

*

zdrugiejstrony.blog

autor: limesetlibri

Pierwszy tom trylogii Strzygonia wydawnictwa Fabryka Słów to najlepsza książka, jaką czytałam w ostatnim roku i raczej jej nikt nie zdetronizuje. Możemy się czarować, że ma wady (ma), ale one nie przesłaniają naprawdę rewelacyjnie zarysowanej fabuły. 

Powinnam nazwać powieść „epicką” zgodnie z trendem, że jeśli autor ogarnia więcej niż jednego bohatera, to jest to „epickość”. No to Mrugowski ogarnia tych bohaterów całe armie. Ale spoko, żaden nie żyje długo (komuś przypomina to Martina?). Ciekawe, kim zapełni resztę trylogii.

Powieść jest utrzymana w tradycji romantycznej – tzn. motywy folklorystyczne stanowią podstawę tego dzieła i są naprawę zacnie użyte. Zastanawia mnie tylko plącząca się tam bez ładu i składu Balladyna. Tzn. jest silną postacią, dobrze użytą i z odpowiednio zapożyczoną ze świata lektur. Do tego romantyczna miłość, która nie może zostać spełniona, bo pewnej bogini podoba się zabrać komuś ciało. Dzieje się, po prostu się dzieje. 

Co do wielości bohaterów – ich liczba zostaje poważnie zredukowana, nie można się za bardzo do nikogo przywiązywać, ale początkowo ciężko ich zapamiętać. Dobra, do końca ciężko ich zapamiętać, szczególnie że nie wiadomo, kto z kim i dlaczego. Tu wejdziemy z kimś w konszachty, tam go zdradzimy, nie ma się czym przejmować, codzienne życie polityka i dowódcy kilku tysięcy rycerzy – trzeba dobrych ziem i płodnych kobiet. Albo odwrotnie.
Jedyną i niezmienną bohaterką jest słowiańska puszcza z jej nieprzewidywalnymi i dzikimi mieszkańcami. Niektórzy z nich są również pochodzenia nadnaturalnego. Czymże byłaby słowiańska puszcza bez odrobiny magii. Albo dużej ilości magii. I kilku wodnic. I wilkołaków.

Najważniejsze w tej powieści jest, że nie da się jej zostawić. Wciąga i wsysa tak, że jeśli znajdziesz się w gałęziach starożytnego dębu, obserwując krew i strach bitew – nie zdziw się. 
To magia książki. 

*

kacikzksiazka.pl

Nasi rodzimi pisarze fantasy często i chętnie sięgają po inspiracje do starosłowiańskich legend. Sławomir Mrągowski, autor „Strzygoni”, posunął się jeszcze dalej i oprócz motywów zaczerpniętych z podania o Popielu i Piaście, wykorzystał historię zawartą w „Balladynie”. Całość okrasił wieloma elementami fantastycznymi, tworząc świat opanowany przez strzygi, wiedźmy i czarowników służących pradawnym bóstwom.

Akcja powieści rozgrywa się w zamierzchłych czasach w okolicach Jeziora Gopło, gdzie liczne rody możnowładców toczą boje o władzę w Gnieźnie. Po śmierci Popiela (i to wcale nie zjedzonego przez myszy!) gród opanował Piastun i jego ludzie, choć nie wszyscy godzą się z tym faktem. Wojna wisi w powietrzu, a niepewne sojusze zmuszają możnych do knucia podstępnych intryg i zdrad. Dodatkowo na arenie politycznych potyczek pojawia się nowa, zacięta i okrutna zawodniczka – Balladyna, która dążąc po trupach do celu, ma zamiar stać się niezależną i silną władczynią. Jednocześnie, w pewnym oddaleniu od politycznych zagrywek, poznajemy Nyjana, syna lednickiego kapłana. Chłopak nie spełnia oczekiwań ojca, nie wykazuje żadnych magicznych zdolności, przez co staje się pogardzanym przez wszystkich popychadłem. Nieoczekiwanie odnajduje on niezwykłą, silną, drapieżną i okrutną sojuszniczkę, która łącząc z nim swój los, ratuje mu życie, ale i skazuje na nienawiść i niezrozumienie ludzi.

Mrugowski wprowadza nas w magiczny, lecz straszny świat mitologii słowiańskiej, za co niewątpliwie należy mu się ogromny plus. Pojawiające się w nim wodne nimfy czy elfy nie są eterycznymi, łagodnymi istotami, lecz drapieżnymi, spragnionymi krwi, bezlitosnymi zabójcami. Jedną z czołowych postaci jest tu Goplana, Pani Jeziora, o której można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, by była strażniczką praw natury i porządku świata. Jest okrutna, żądna władzy i pozbawiona skrupułów, a towarzyszący jej Skierka i Chochło z pewnością nie przypominają niewinnych chochlików. Zafascynował mnie świat nawii, dusz zmarłych błąkających się po ziemi oraz polujących na nie żerców i dosyć skomplikowany system zaświatów.

Książka została napisana w sposób bardzo nierówny. Niezły początek intryguje i wzbudza apetyt. Jednak szybko zaciekawienie ustępuje lekkiemu znudzeniu, gdy przez kolejne trzysta stron, czytelnik musi przedzierać się przez krwawe potyczki, polityczne gierki, nieco przypadkowe zdarzenia, które niewiele wprowadzają do fabuły, a jedynie wpływają na obszerność powieści. W pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam niezbyt udany misz-masz „Starej baśni” i „Balladyny” i to szyty grubymi nićmi. Na szczęście mniej więcej od połowy pojawia się coraz więcej elementów fantastycznych, a akcja skupia się na tytułowym Strzygoni. Intryga staje się coraz bardziej wciągająca i lektura kolejnych rozdziałów sprawia prawdziwą przyjemność.

Autor wprowadza do książki całą plejadę interesujących i nietuzinkowych postaci, choć ich liczba sprawia, że w pewnym momencie można się nieco pogubić i relacjach, kto jest kim i po której stronie stoi. Jednak równie łatwo, jak Mrągowski wprowadza do akcji nowych bohaterów, z taką samą lekkością się ich pozbywa, więc mniej więcej w połowie książki obraz sytuacji jest już w miarę jasny i wyklarowany. Do minusów powieści muszę także doliczyć liczne archaizmy wplecione zarówno w język bohaterów, jak i narrację. Wprawdzie pomagają one budować specyficzny klimat, ale miejscami znacznie utrudniają pełne zrozumienie tekstu. Przypuszczam, że może to stanowić problem zwłaszcza dla nastoletnich czytelników. Brakowało mi także tłumaczeń lub odnośników do licznie występujących w pierwszych rozdziałach łacińskich cytatów i sentencji.

„Strzygonia. Dziedzictwo krwi” to pierwszy tom cyklu i choć nie pozbawiony wad, spodobał mi się na tyle, że z chęcią sięgnę po kolejne części tej serii. Powieść polecam przede wszystkich fanom klasycznego fantasy oraz miłośnikom słowiańskich legend i podań, z pewnością znajdziecie w niej coś dla siebie.

*

zwierciadło.pl

Moda na słowiańskość. Znów fascynują nas rusałki, wiły, utopce, szeptuchy

DAGMARA ŁACNY

„Nasza rodzima mitologia jest po prostu wciągająca. Najpierw odkrywamy, że nie tylko Grecy czy Rzymianie mają swoje mity, ale my także. A gdy zaczynamy się w nie zagłębiać, zachwycamy się jeszcze bardziej, bo stają się nam niezwykle bliskie.” – mówi Wiktoria Korzeniewska, autorka bloga SlavicBook
Co by było, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu i współczesną Polską rządzili potomkowie Piastów? Albo na Łysej Górze znajdował się prawdziwy Uniwersytet Magii, a na ulicach Wrocławia można byłoby spotkać postacie ze słowiańskich wierzeń?

Alternatywne historie, współczesne i historyczne realia, w których dobrze znany nam świat splata się ze słowiańską mitologią i baśniami, w których czas i miejsce nie są określone składają się na barwny obraz coraz bardziej popularnego gatunku, jakim jest współczesna słowiańska powieść. Jak to się stało, że dziś jest tak popularna i gdzie szukać informacji o słowiańskości

Słowiańska powieść i poczucie zakorzenienia
Jeszcze kilka lat temu Wiktoria Korzeniewska, autorka SlavicBook.pl, nie miałaby czego recenzować na swoim blogu. Książki, w których pojawiały się nawiązania do słowiańskich wierzeń można było policzyć na palcach jednej ręki. Na kartach popularnych powieści fantasy o wiele częściej można było spotkać postacie znane z nordyckiej mitologii niż słowiańskich bogów czy słowiańskie demony. Dla wielu czytelników pierwszym zetknięciem ze słowiańskimi postaciami była powieść Rafała Dębskiego „Kiedy Bóg zasypia”, „Strzygonia” Sławomira Mrugowskiego, „Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk czy saga o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego (choć słowiańskość powieści Sapkowskiego wzbudza sporo kontrowersji). Dziś w ciągu miesiąca na polskim rynku wydawniczym pojawia się nawet kilkanaście słowiańskich powieści, a blog oraz instagramowe konto Wiktorii przyciągają tysiące nowych czytelników. Skąd takie zainteresowanie słowiańskimi wierzeniami i powieściami, w których pojawiają się rusałki, wiły, chmurniki, domowiki, latawce, utopce, szeptuchy i słowiańscy bogowie?