W moim przeświadczeniu bardzo dużo łączy muzykę rockową z biznesem. Poza tym rock’n’roll jest moim ulubionym gatunkiem muzycznym, a praca w biznesie, z ludźmi, moim ukochanym zajęciem. W jednym i drugim podstawę stanowi bowiem ruch, dynamika, ale i rytm. To, co najważniejsze jednak, to komunikacja.
Tak jak interakcja pomiędzy muzykami a publicznością jest w moim rozumieniu podstawą rocka, porozumienie między managerami, liderami a ich zespołami jest kluczowe dla sukcesu w biznesie. W złożonym świecie XXI wieku osiąganie ambitnych celów jest bowiem pracą zespołową, a nie grą solo. Nawet za występującymi w pojedynkę pianistami, laureatami konkursów chopinowskich, którzy zapełniają sale tłumami melomanów stoją ich managerowie, nierzadko sztaby ludzi. Wyobraźcie jednak sobie koncert Rolling Stones bez dźwiękowców, specjalistów od scenografii, techników oświetlenia, pracowników rozstawiających scenę, kierowców TIR-ów wożących sprzęt, etc.?
Rozwijając się zawodowo, jako młodzi adepci biznesu idziemy za wzorem, za charyzmą, za przewodnikiem w którego uwierzyliśmy. Niekiedy odnajdujemy ich w osobach naszych szefów, starszych stażem koleżanek i kolegów, albo w postaciach z pierwszych stron gazet, bohaterach mass-mediów, książek i filmów. Uczymy się od nich, podziwiamy ich i naśladujemy na swój sposób. W tym miejscu przypomina mi się fragment z filmu „Wilk z Wall Street” kiedy Donnie Azof (w tej roli Jonah Hill) zagaduje głównego bohatera Jordana Belforta (granego przez Leonardo DiCaprio) i będąc pod wrażeniem jego auta oraz wysokości zarobków, w jednej chwili rzuca dotychczasową pracę i oferuje się jako jego pracownik. Za Jordanem Belfortem poszły dziesiątki i setki podobnie zauroczonych jak Donnie, bo Jordan Belfort to postać autentyczna, a sam film został nakręcony na podstawie jego wspomnień. Trudno tu o wzorce etyczne, ale pokazuje to jak wielka jest siła rażenia osobowości i charyzmy. A jeszcze większa, osiągniętego sukcesu. Czytaj dalej tutaj…
*
Zmiana jest nieodzownym i koniecznym elementem rozwoju. Zgodzicie się? Nikt oczywiście nie przeszkodzi nam wyginąć, jak głosi jedna z prawd biznesowych. Dla wielu jednak zmiana oznacza zagrożenie, rzadziej szansę – choć tego życzmy sobie wzajemnie. Boimy się tego, co nowe. I słusznie. Strach jest naturalnym, ludzkim uczuciem, jakie wykształciła w nas ewolucja. Wyzwala w nas kreatywność, lub hamuje, jest siostrą paniki lub matką sukcesu. Często nie spodziewamy się po sobie, czy po kierowanym zespole tej energii, jaką wyzwala poczucie zagrożenia, które warto przetransformować na ciekawość przygody, podróż ku marzeniom. Strach jest najcześciej efektem naszych uprzedzeń, obaw, czy przykrych doświadczeń. Najmocniej czujemy go na etapie przygotowania do ważnego kroku, przed skokiem na bangi, nowym projektem etc. Panika zaś jest stanem, który paraliżuje nas i blokuje przed działaniem. Zmiana bywa łagodna i ewolucyjna, często jednak jest wywróceniem stolika, zmianą status quo, zasad i porządku. Takie dają istotną przewagę rynkową, ale są domeną odważnych.
Stabilizacja motylka – to szpilka; pisał Jan Ształdynger, a fraszki tej użył Jacek Walkiewicz w wykładzie „Pełna moc możliwości”. Mogę tego słuchać bez ograniczeń. Nic dodać.
Jak więc radzić sobie ze zmianą? Planowanie nie jest łatwą sztuką. Z pomocą przychodzi np. coaching, podczas którego w sposób systemowy przepracowujemy istotność celu, jego ekologię czyli ryzyka, co możemy stracić w czasie i po realizacji, oceniamy potencjały posiadane, brakujące zasoby, uświadamiamy sobie od kogo i w jakim stopniu zależny jest sukces, a także jak poznamy że cel został osiągnięty, ustalamy daty i wybieramy ścieżki… Pisałem o tym sporo w artykułach poświęconych coachingowi. Czy konieczny jest do tego coach? Osobiście uważam, że tak. Posiadając niezbędną wiedzę możemy być nim dla siebie, jednak jest bardzo duże zagrożenie, że nie zadamy sobie wielu trudnych, niewygodnych i ważnych pytań. A to się zemści, jak skok na główkę bez sprawdzenia, czy w basenie jest woda. Jeszcze gorzej, jeśli prowadzimy w ten sposób nasze zespoły.
A jednak się kręci – powie ktoś, kto bez coachingu przeszedł pozytywnie niejeden proces. Brawo!
Praca zespołowa. To inny sposób na przygotowanie do zmiany. I błogosławieństwem w takich grupach są malkontenci! Im bardziej irytujące pytania zadają, tym lepiej. Nie bójmy się ich. Umiejętność słuchania się wzajemnie jest wielkim potencjałem efektywnych zespołów. Dajmy sobie zgodę na „głupie” pytania i wątpliwości, czasem na zażartą dyskusję, „krew i łzy”. Na tym etapie to boli najmniej. Ważne, aby był też ktoś taki, kto powie; Start! To najcześciej ktoś od finansów…
A kiedy ruszymy wszyscy działajmy już na rzecz celu. Potem wyzwala się instynkt samozachowawczy i będą działu się cuda.
Czy więc warto bać się zmiany? Uważam, że tak.
Czy warto zmieniać? Jestem przekonany, że tak! Zmiana bowiem potrzebna jest jak tlen. I to nie tylko w biznesie.
A jak Wy uważacie?
Dla wszystkich, dla których był to jeden z hymnów młodości „Wind of Change” Scorpions.
*
Ucz się ucz, nauka to potęgi klucz… Ci, co prowadzili pamiętniki (a była to częsta praktyka w zamierzchłych czasach mojej młodości) mieli tam zapewne taki wpis, dokonany przez któregoś z rodziców, nauczycieli lub „złośliwą” ciotkę. Czytanie tego banału wywoływało westchnienie irytacji. Nauka w szkole nie była bowiem najbardziej pasjonującym zajęciem wielu z nas. Prawda? Najpewniej wpisujący nie wiedział też, że to cytat z Ignacego Balińskiego, choć nie cały, bo ten brzmi tak:
Chcesz być czymś w życiu, to się ucz,
Abyś nie zginął w tłumie;
Nauka to potęgi klucz,
W tym moc, co więcej umie.
Mądrość ta skłania przemyśleń, do których was zachęcam, szczególnie gdy myślicie o awansie, podwyżce, zmianie pracy lub po prostu o osobistym rozwoju. O tym ostatnim pisałem w tekście „Rozwijać się, czy wyginać?”. Czytaliście?
Zwierzę się, że w ostanich miesiącach przeżyłem prawdziwy renesans w nabywaniu nowych umiejetności, choć wcześniej myślałem, że jestem w tym całkiem niezły. Uczę się więc dużo i intensywnie. Nic innego nie wyzwala w nas takiej energii jak zmiana. Polecam.
Czego i jak się uczyć? Zwykle zaśmiecamy nasz umysł, tracimy czas i w konsekwencji ulegamy rozczarowaniu. A choć każda wiedza kiedyś się przydaje, by działanie to było efektywne potrzebne jest głębokie poczucie sensu. W świecie XXI wieku największym wrogiem jest przebodźcowanie, a zgrożeniem różnorodność możliwości, jak setki rozgałęzień labiryntu. Najważniejszy jest więc jasno sprecyzowany cel! Słowo „decydować” pochodzi od łacińskiego „decidere”, co oznacza „odcinać”, a więc czeka nas selekcja. Potem zaś określenie tego, co już mamy i deficytów. Proste? No, nie bardzo… Ten etap wymaga czasu i autorefleksji. Nie szczędźcie na to czasu. Przyda się także kartka papieru (lub kilka) i długopis. I stanie sie magia. Obiecuję. A potem w drogę, ku wiedzy.
Uczmy się więc. Ja wybrałem metodę małych kroków, by wieczorem być trochę madrzejszy niż byłem rano (to cytat z jednego z moich szefów). A jakie są wasze metody?
Aby zaś nauka przychodziła Wam łatwiej posłuchajcie piosenki „Learning to fly” Like a Storm, której fragment tekstu zamieściłem na ilustracji.
*
Przyznam, że do napisania tego tekstu zainspirowała mnie #JoannaRajang, która w sposób bardzo ciekawy eksploruje obszar asertywności. Informacja zwrotna jest tu bardzo ważnym elementem.
Udzielamy jej sobie w codziennej komunikacji, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dzieje się to, gdy wygłaszamy poglądy, zwracamy uwagę na postawy, oceniamy i dajemy rady. Mamy wszak wiele doświadczeń i „złotych myśli”, które są dla świata bezcenne!
Stanowi ona jedno z podstawowych narzędzi managerów w zarządzaniu. Towarzyszy przekazywaniu informacji o wynikach, podejmowanych wyborach i reakcji na postawy i zachowania, obecna jest przy porównywaniu pracowników, pozycjonowaniu ich w strukturze, według potencjałów i osiągnięć, oraz gdy przydzielane są im zadania. „Tadek nie da rady, ale Ewka poradzi sobie z tym koncertowo!”.
Jej używanie jest jednak sztuką samą w sobie, bo nieodpowiednio stosowana wyrządza więcej krzywd niż daje korzyści. Czy w istocie?
„Co cię nie zabije, to cię wzmocni”; mawiają specjaliści od demotywacji, od rodziców począwszy, poprzez znajomych, życiowych partnerów, współpracowników i szefów. Posiedli tę niezwykłą mądrość, której można tylko zazdrościć. I klepią nas po plecach z protekcjonalnym; „A teraz, do przodu!”.
Na szczęście nie wszyscy i nie zawsze.
Jacek Walkiewicz w swoim wystąpieniu „Pełna moc możliwości” powiedział, „ co nie zabije, to potrafi sponiewierać i zostaje na resztę życia…” Kłamał?
Przecież bolesne doświadczenia uczą nas więcej niż sukcesy. Nauki brane od życia budują wiedzę o świecie, a cięgi wzmacniają skórę. Stajemy się dzięki nim odporniejsi i silniejsi. Z tej perspektywy nie powinniśmy żałować sobie nawzajem uwag, choćby najbardziej gorzkich, bo to przecież dar. Szanujmy więc ludzi, których postrzegamy jako oprawców, mobberów i gburów… Dają nam tak wiele! Nieprawdaż?! Czytaj dalej tutaj…